You are currently viewing Internet pozytywnym ekosystemem?

Internet pozytywnym ekosystemem?

    Czy chcemy tego czy nie, Internet to nasz dom, to ekosystem, będący dla nas źródłem informacji, rozrywki, łączności z innymi, miejscem pracy, platformą wymiany myśli i spotkań. To siła napędowa handlu, propagandy idei, nasz przyszła „demokracja”. Skoro dotyczy niemal każdej sfery naszej ludzkiej działalności to również musimy uznać tą przestrzeń jako ekosystem, w którym obowiązywać muszą określone prawa i obowiązki. W innym przypadku dominować będzie prawo dżungli, a my staniemy się marionetkami w rękach grup interesów ekonomicznych i politycznych.

    Nie ma już dziś wątpliwości, że skutecznie zhakowano nasze mózgi. Zbadano, że co 10 minut bierzemy telefon do ręki. „Hak” to pęd do posiadania informacji, układ nagrody naszego mózgu, dopamina, która jest paliwem naszego działania, przyjemność „być może” ( dopamina wzrasta gdy patrzymy na jedzenie i decydujemy sięgnąć np. po pączka, a spada kiedy jest w naszych rękach). Klikamy, skrolujemy, odbieramy wciąż pojawiające się sygnały, gdy odczytujemy wiadomość, zerkamy kolejno na maila, Instagram, Facebook i Onet.pl. Dlaczego? Dlatego, że nasz mózg lubi nagrodę, a mechanizm oczekiwania jest siłą napędową. O tym wiedzą najwięksi gracze nowych technologii, którzy nadają rytm współczesności, wykorzystując to w sposób i rozmiar dotychczas niespotykany. Temat ewolucji to jednak inny temat i odsyłam tutaj do świetnej lektury szwedzkiego psychiatry Andersa Hansena „Wyloguj swój mózg” wydawnictwa Znak, Kraków 2021.

    W dobie Internetu i portali społecznościowych każdy internauta jest jak dziennikarz i jedną z jego ról, taką zresztą definicję podaje Europejski Trybunał Praw Człowieka, jest bycie „psem stróżującym” demokracji. Problem polega na tym, że społeczność internautów, ich liczba, brak wyszkolenia, ich rozmach, ich entuzjazm, ich chęć do walki, pomija reguły etyki, i nie zachowuje dystansu swoistego dla dziennikarza. Emocje, pierwotne instynkty każdego z nas zdają się nie zauważać nadużyć, co do których konieczna staje się dyskusja i świadomość każdego użytkownika co do sposobu funkcjonowania świata wirtualnego, w którym bierze udział średnio 6 godzin dziennie!!! Priorytetem staje się edukacja w zakresie krytycznego myślenia i wzmacniania naszych przekonań i myśli.

    Wzrost znaczenia przestrzeni wirtualnej i szeroki do niej dostęp, ma wiele zarówno pozytywnych, jak i negatywnych wymiarów. Umożliwia zbiorową świadomość ważnych tematów dotyczących choćby przemocy, zmian klimatu, transformacji geopolitycznej, odkryć naukowych… Umożliwia denuncjowanie wykroczeń, przestępstw i niejednokrotnie szybsze ujmowanie sprawców. Ofiary przestępstw mogą czuć się bardziej słuchane, wspierane przez społeczność internetową. Kiedy składają zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa czy skargę, mogą czuć wsparcie do czasu kiedy nie zostanie wymierzona sprawiedliwość. Sprawca natomiast może czuć oddech tłumu na swoich plecach.

    Nasza obecność w Internecie to władza ludu, władza internautów, której aktywność może prowadzić do tworzenia i unieważniania prawa. W sieci zasada domniemania niewinności w zasadzie nie istnieje. Istnieje raczej domniemanie winy. Słyszymy o bulwersującym doniesieniu na kogoś komu zarzuca się popełnienie przestępstwa, przypinamy łatkę, a mało kogo interesuje już jaki był wynik całej sprawy. Co najważniejsze z racji skali zjawiska nikt nie ponosi odpowiedzialności.

    Mamy do czynienia z ingerencją i dezinformacją na skalę przemysłową, polaryzacją i brutalizacją debaty publicznej. Filozoficznymi i prawnymi wątpliwościami gdzie i czy w ogóle powinny być granice wolności słowa. Meta, Google, Twitter czy Tik Tok to giganci informacyjni, a sposób ich działania opiera się głównie na założeniach ekonomicznych stanowiących pole do swobodnego i masowego wykorzystywania danych. Kontrolując poznawczo, przychwytują użytkowników, narzucając im w ten sposób „dedykowany dla nich” model ideologiczny czy nawet program polityczny. Historia Facebooka dowodzi moderowaniu treściami w sposób stronniczy z powodów politycznych. Inwazja na ośrodek władzy w Brazylii w dniu 8 stycznia 2023 roku uwidoczniła ideologiczny i polityczny nakaz sieci społecznościowych. Walki informacyjne ujawniły również aspekt militaryzacji sieci społecznościowych, które stały się areną operacji cyberdestabilizacji. Wyzwania myśli intelektualnej zdają się nie mieć końca, jeżeli chodzi o dyskusję nad złożonością przestrzeni wirtualnej, jej znaczenia i wpływu na współczesny świat.

    Wolność słowa, to hasło przewodnie w sieci ( Stany Zjednoczone są skłonne uznać jej absolutny charakter wolny od jakiejkolwiek moderacji). Wolność słowa to fundamentalne prawo, któremu nie możemy nadać wolności „nieograniczonej”, w innym przypadku to dyskusja mająca początek uznania, że prawo to przestarzały system, nieprzystający do wszechobecnej wolności.  Korozja tego myślenia ma swoje źródło w poczuciu odpowiedzialności internauty, które jest znacznie osłabione przez anonimowość i używanie pseudonimów, a następnie brak sankcji. Tymczasem odpowiedzialność jest jednym z filarów prawa, począwszy od Ustaw Dwunastu Tablic prawa rzymskiego. To poczucie każdego z nas, „ja” w sensie filozoficznym, jakie mam prawa, ale i moralne obowiązki wobec innych i że nie mogę nic zrobić, bo inaczej spotka mnie kara. Niezależnie od wszystkich przemian i wyzwań, które niesie rewolucja cyfrowa, nie może ona stać się początkiem bezhołowia. Wolność słowa łączy w sobie kulturę wypowiedzi, szacunek do drugiego człowieka, a jednocześnie daje możliwość zachowania swojej tożsamości w zgodzie z innymi.

    Dlaczego nie przykładamy należytej wagi do odpowiedzialności w Internecie? Dlaczego mimowolnie oddajemy władzę nad naszymi emocjami, naszym czasem, sposobem myślenia, naszymi danymi (pewne badanie pokazuje, że nikt nie czyta polityk prywatności na stronach, po tym jak zapisano w niej między innymi, że użytkownik sprzedaje swoją duszę), naszymi poglądami.  Powinniśmy pracować nad wzrostem świadomości użytkowników w sieci, łącząc jednocześnie świadomość prawną. Nie wychodząc z założenia ich szkodliwości, a nieuniknionemu dalszemu rozwojowi.

    Spójrzmy na prawo jazdy. Każdy z nas chcąc poruszać się w świecie drogami, musi odbyć szkolenie, kurs, zdać egzamin, a następnie ponosi odpowiedzialność w razie złamania zasad ruchu drogowego i przepisów prawa. Bezdyskusyjnie poddajemy się tej „procedurze” mając świadomość, że kiedy wyjeżdżamy na drogę stajemy się współuczestnikami ruchu, a zatem współodpowiedzialnymi za jego bezpieczeństwo. Skoro tak, potraktujmy przestrzeń wirtualną tożsamo. Odpowiedzialność jest dużo większa w świecie wirtualnym, choćby z tej przyczyny, że dostęp do Internetu ma prawie każdy, włącznie z dwulatkami, tymczasem prawo jazdy możemy zrobić w późnym wieku nastoletnim. Jednocześnie odpowiedzialność musi łączyć się z wysokimi sankcjami, inaczej skutkuje to brakiem poszanowania praw. Wracając do ruchu drogowego, wyjeżdżając na autostrady Europy często zauważamy, że tam nikt, albo prawie nikt, nie przekracza dozwolonej prędkości 130 km/h. Dlaczego? Kara jest wysoka.

    Postęp i rewolucja cyfrowa to bynajmniej nie wynalazek szatana, jak niegdyś uważano, kiedy na świecie pojawił się telefon, którego obawiano się jako przywołującego złe duchy i pioruny. To naturalny rozwój myśli ekonomicznej. Priorytetem chwili dla prawników, jest stworzenie ram pozytywnego ekosystemu tak aby rewolucja cyfrowa nie podlegała prawu najsilniejszego lub najgłośniejszego, była bardziej dzika, brutalna, kupiecka i autorytarna.

Adwokat Amelia Zembaczyńska